Italia do zjedzenia i cytrynowe słodycze

Ciekawy jest sposób rozplanowania tej książki. Zamysł był taki, żeby włoskie dania i całe Włochy podzielić jak posiłek. Rzeczy, które są dobre na początek przedstawiono w dziale antipasto, dalej jest primi (dział z lżejszymi daniami głównymi), secondi (głownie mięsa) i dolci (desery). Ten podział, jak powiedział sam autor, rozbiły trochę chleby (pane), które trafiają na stół pierwsze. Daniom towarzyszą opisy miejsc, z których pochodzą. Daniom głównym - najważniejsze miejsca na turystycznych mapach. Dodatkowo autor opisuje wiele mniej znanych miejscowości, ale zawsze kulturowo "obciążonych" wspaniałymi zabytkami i historią. Książka "Italia do zjedzenia" uświadamia czytelnikowi rzecz wydawałoby się oczywistą, a tak często pomijaną w opracowaniach kulinarnych, że jedzenie jest nierozerwane związane z innymi dziedzinami kultury. Książka może służyć za przewodnik po Włoszech, choć jest dosyć monumentalna, więc zabiorą ją ze sobą tylko ci, którzy podróżują z bagażem rejestrowym, ale sama w sobie może się stać inspiracją do włoskich podróży, a czego można chcieć więcej?
Kuchnia włoska, zdaniem Pana Bartka Kieżuna, przypomina kuchnię polską w tym, że kuchnia włoska to kuchnia chłopska dokładnie tak, jak kuchnia polska. Dla kontrastu wspomina, że kuchnia francuska wywodzi się z kuchni dworskiej. Cytując różne opinie o kuchni włoskiej warto wspomnieć, że Nigella zawsze podkreśla, że kuchnia francuska zwraca uwagę na kucharza, natomiast w centrum kuchni włoskiej jest jedzenie. Założeniem autora było pokazanie takiej kuchni włoskiej, jaką można zjeść we włoskim domu. Stało się to o tyle prostsze, że dostępność składników autentycznych znacznie się poprawiła.
Książka pokazuje jedną rzecz, której bardzo brakuje w książkach o kuchni włoskiej, czyli niezwykłą regionalność tej kuchni. Czym jest kuchnia włoska? Odpowiadając na to pyta (tak sobie to wyobrażam) przypadkowy przechodzień wymieniłby pizzę, risotto, a z deserów tiramisu. Co ciekawe w książce Pana Kieżuna nie ma przepisu na pizzę. Głęboko wierzę, że jest zabieg mający na celu pokazanie "trochę innej" kuchni włoskiej. Mniej mainstreamowej i bardziej regionalnej. Autor podkreśla, że należy jeść konkretne dania w miejscu, z którego pochodzą. Przy Campo di Fiori autor proponuje zjeść foccacię z ziemniakami i rozmarynem, obok kościoła San Zaccaria w Wenecji warto przysiąść na chwilę i zjeść tiramisu. Autor śmieje się w wywiadach, że jego celem jest, aby ludzie nie jedli w Rzymie lazanii.
Więc, jak nauczyć się smakować Włochy? Należy jeść regionalnie i z ciekawością dowiadywać się skąd dane danie pochodzi, bo jest granicząca z pewnością prawda, że w miejscu pochodzenia smakują najlepiej. A co jeść w całych Włoszech? Lody, czyli gelato. Regionalności powinni się od Pana Kieżuna uczyć poscy autorzy książek kucharskich. Warto, aby powstał polski odpowiednik książki Pana Kieżuna - Polonia do zjedzenia.
Co zrobić?
Koniecznie makaron i risotto, przynajmniej jeden przepis. Dodatkowo zainteresowały mnie słodkie przepisy - ciasteczka cytrynowe (poniżej) i tartę cytrynową polecam gorąco. Ostrze sobie zęby na ciasto torta della nona, które chodzi za mną od jakiegoś czasu. I caponata, bo jeszcze jej nie robiłam, ale poczekam do końca lata, kiedy pomidory i bakłażany będą najlepsze.
Ciasteczka są niespodziewanie miękkie. Przyzwyczaiłam się do ciasteczek ciasteczek kruchych, które są, cóż, kruche. Ten przepis to połączenie ciastek kruchych i ciasta ucieranego. Bardzo ciekawe połączenie. Przepis można znaleźć na blogu autora prowadzonego w ramach KUKBUK- a zatytułowanego Krakowski Makaroniarz, do odwiedzenia tutaj.
Komentarze
Prześlij komentarz